Ponieważ jestem z tych, którzy lubią sobie popodgryzać między posiłkami i niestety mam "ciągotki" do słodyczy, upiekłam sobie biszkopty. Zaplanowałam, że wystarczą mi do czwartku. Czy się uda? Tego nie wiem! A tak całkiem na poważnie. Wolę taką wersję ciasteczek, bo mniej więcej wiem, co w nich jest, a składników jest zaledwie kilka. Kolejny plus jest taki, że podsuszone można przechowywać i to kilkanaście dni (może dłużej, ale u mnie nie wytrwały). Ostatni plus jest oczywisty, po prostu świetnie smakują.
Składniki:
5 jaj
szczypta soli
0,5 szklanki cukru
0,5 szklanki mąki pszennej
0,5 szklanki mąki (skrobi) ziemniaczanej
Wykonanie:
1. Najpierw zabieram się za jaja. Oddzielam żółtka od białek. Żółtka ucieram z cukrem, a białka ubijam z solą na sztywną pianę.
2. Do żółtek dodaję stopniowo, wciąż miksując, obie mąki i ubite białka. Składniki muszą się ze sobą dokładnie połączyć.
3. Wylewam na wyłożoną papierem blaszkę. Piekę 40-50 minut w temperaturze 180 st. C. Przed wyjęciem z pieca robię "test patyczka". Jeśli wykałaczka oblepia się ciastem, piekę dalej, jeśli się nie oblepia, to wyciągam ciasto z pieca.
4. Przestudzone kroję nożem w cienkie prostokąty. Jeśli lubisz bardziej chrupiące biszkopciki, możesz je podsuszyć w piekarniku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz